Wapomnienie Grażynki


 WSPOMNIENIE GRAŻYNKI GUERTLER

 Poznałam Tadeusza latem 2010 w Tęczowej Dolinie - podczas tygodniowego pobytu w ramach rekonwalescencji po uprzednio przebytej operacji....
 Był to tylko jednorazowy, krótki , zaledwie kilkudniowy EPIZOD, ale o ogromnej intensywności, przywołującej nawet po latach bardzo żywe wspomnienia.
 Dzięki relacjom, jakie już przed moim przyjazdem do Tęczowej Doliny o Tadeusza szerokiej działalności słyszałam - o jego ludzkiej wspaniałości i cudownemu powołaniu, któremu był oddany - jego osoba nie była mi zupełnie obca.

 Przy powitaniu w tamten pierwszy wieczór - miałam wrażenie, iż znamy się nie od dzisiaj....Było to dobre uczucie :
 "...chemia ok..." - pomyślałam sobie - to już super początek na mój rekonwalescencyjny postęp...

 Ale dane mi było - a przypuszczam , że nie tylko mnie - przeżyć dodatkowo coś więcej, coś, co mnie do dzisiaj fascynuje: Praktycznie od pierwszego momentu poczułam jakąś niesamowitą emanację płynącą od tego cichego, skromnego, subtelnej budowy mężczyzny.
 
 Słowo " Charyzma" nie jest mi obce.  Ale moja z jednej strony romantyczna a z drugiej - bardzo analityczna natura spowodowała,
iż coś się w tym momencie we mnie wzbraniało, tym jednym określeniem " Charyzma" od razu pierwszy i ostatni rozdział książki " Tadeusz z Tęczowej Doliny" już na początku zamknąć...

 A więc - wpleciona w codzienny tok życia tygodniowego turnusu - miałam okazję obserwować... Nie tylko, na jakich założeniach opierała się Tadeusza filozofia życia i zdrowia,
 ale i to, w jak wspaniały sposób - zakasując rękawy - swoim własnym przykładem uczył,  i zwracał uwagę , c o w naszym codziennym życiu warte jest przynajmniej próby zmian w odpowiednim sektorze naszej świadomości  (trybu życia, odżywiania, leczenia schorzeń...).

 Nie było to nakłanianie do totalnego reżimu w codziennej diecie - raczej próby zwrócenia uwagi, przykład,  jak dobroczynne działanie może mieć zmiana naszych wieloletnich przyzwyczajeń  I wskazywanie, jak wdzięczny jest nam nasz organizm -uwalniając się od toksyn i nawarstwionych napięć spowodowanych coraz częściej nas ujarzmiającym codziennym stressem....

 Korzystając z Tadeusza indywidualnej porady jako specjalisty dietetyka - terapeuty, byłam wręcz oszołomiona jego przeogromną wiedzą w różnych dziedzinach oraz intuicją,
 która nie potrzebuje zbyt dokładnych informacji o osobie pacjenta. Jego szybka klasyfikacja nie tylko wg typu ajurvedy ale i grupy krwi, a do tego numerologiczne wyznaczniki -  oszołomiły mnie zupełnie - potwierdzając w 100% to, co ja sama często czułam.

Do dzisiaj mam Mapkę z wynikami mojej konsultacji i polecenia dotyczące odżywiania i akupresury (do wzmacniania odpowiednich organów )- "na kuchennej półce..." i myślę, iż Tadeusz cieszyłby się - widząc, jak często do tych notatek zaglądam i ile już one i w moim życiu zmieniły....
Nie zapomnę jego prostych ale tak mądrych słów:
" to są propozycje do zmian , ale wypróbuj sama, i obserwuj uważnie,  co ci życiowej energii dodaje, a c o jej ujmuje..."...

DZIĘKUJĘ CI, Tadeuszu -
również za rady dotyczące kierunku dalszego rozwoju mojej własnej osobowości i życiowego celu ....Pomogłeś mi częściej na mojej drodze zawierzyć mojej własnej intuicji,
 która rzeczywiście mnie wspaniale prowadzi i oszczędza czasu na dalsze niepotrzebne dociekania!....

Wspominając tych kilka dni jedynego kontaktu z Tadeuszem - pamiętam go również co rano - mieszającego w ogromnym garze i nakładającego do naszych miseczek porcje codziennej porannej wspaniałej,  smakowitej "PACIAJI"*.... .I tak mi szkoda, ze do dzisiaj nie mam na tę "PACIAJĘ" jego osobistej receptury,
bo.... nie zdążyłam się w ciągu tych kilku dni jeszcze przestawić na poranne wczesne wstawanie, by wziąć osobisty udział w tym jedynym przekazie " Learning by doing..."....
Ale za to pozostało mi w pamięci to, co pewnie nam chciał przekazać: jak ważny jest poranny posiłek i jak dobrze jest wiedzieć, które potrawy powinny zawsze mieć miejsce na śniadaniowym stole...

Tadeusz - takie odniosłam wrażenie - przekazując tyle własnej wiedzy - wolał więcej czynić , niż mówić i to też było bardzo fascynujące.
Bo jakże często dodatkowe objaśnienia przekazu - ujmują czaru własnego odczuwania ....

Nie znaczy to, iż Tadeusz był małomówny - pamiętam dobrze: każdy jego gest, każdy niuans w mimice twarzy, każde jego spojrzenie miało dyskretną, ale tak silną wymowę,
iż nagle stwierdzało się, i l e w tej pozornej ciszy wspaniałych informacji potrafił przekazać!...

A kiedy konkretne dłuższe słowne przekazy były konieczne - potrafił zachwycić podczas wspaniale prowadzonych wykładów przedstawianiem i fascynacją zasad funkcjonujących w naszym życiu ( np. w warsztatach na temat 5 elementów determinujących każdy sektor naszego życia....).

A kiedy w ostatni wieczór tygodniowego turnusu -
otworzył butelkę czerwonego wina i nalał do naszych kieliszków - delektowaliśmy się każdym łykiem - w obopólnej radości tygodniowego zżycia grupy, w odprężonej atmosferze i przy rozgwieżdżonym Niebie....

I również za te momenty DZIĘKUJĘ CI ,Tadeuszu!....

I za pożegnanie - proste, subtelne, a jednocześnie znowu tak pełne tej niesamowitej siły ....Tym razem czułam , że dajesz mi jej część , jakby " zabezpieczenie na drogę ...." ,
i to nie tylko na dojazd do Krakowa!....

I znowu nasuwają mi się skojarzenia, co to właściwie było?

Ogromna, jedyna w swoim rodzaju

CHARYZMA CICHEGO SERCA?.... MAGNETYZM AURY?...TAJEMNICA  " PIEŚNI BEZ SŁÓW" ? ....

A może
WSZYSTKO RAZEM?....

DZIĘKUJĘ CI,
TADEUSZU -

ZA WSZYSTKO!....


Grażynka Guertler
Szwajcaria,
07.02.2016