Wspomnienie Ewy
TADEUSZ, TADZIO … w moim życiu
Na początku pragnę gorąco podziękować Markowi Dudkowi i wszystkim, którzy doprowadzili do powstania tej strony i do wypełniania jej za wspaniałą sposobność ożywienia energii Tadeusza. Co za podarunek ! Dzięki kochani.
Najpierw o Nim usłyszałam od koleżanki, a potem pewnego dnia zaszedł zdziwiony do prowadzonego przeze mnie sklepu ze zdrową żywnością w Zielonej Górze i od razu zaprzyjaźniliśmy się. Przywoziłam za niedługo nader dorodne warzywa z Jego ogrodu w Babimoście i wystawiałam je na półkach w sklepie na krótko, bo klientela już na nie czekała. Rok 1991 i wtedy też, namówiona przez Tadzia udałam się na zjazd Krisznamurtowców do Kamiannej. Poznałam wówczas spore grono Jego znajomych, którzy byli lub stali się założycielami Dolinek, czyli późniejszej Fundacji. Dalej był świąteczny wyjazd do starej Tęczowej i tu mogę potwierdzić istnienie prowizorycznej łazienki na zimnej werandzie, wychodka w nieczynnej części domu, no i spanie na materacach, ale wszystko w mocno „swojskim”, dobrym klimacie.
Jako człowiek miejscowy, Tadeusz uświadamiał mnie i grupę znajomych podczas różnorakich okazji się / nierzadko na trasie Zielona Góra - Babimost w aucie /odnośnie zrównoważonej diety wg 5-ciu przemian, a także o błogosławieństwach głodówki. Wszystkie te lekcje zaliczyłam i stosuję je z jakimiś przerwami do teraz.
Kuchnia, zioła, chiński masaż, yoga, wędrówki w nieznane, rola peacemakera, rolnictwo /ha ! Tadzio wysłał mnie nawet do ODR w Przytoku k.Bydgoszczy na jakiś zjazd Eko - rolniczy / to część Tadeuszowego terenu, przytaczanego tutaj często. Chciałabym wspomnieć Go z chwil uchwyconych gdzieś pomiędzy Jego wykładami i grafikiem zajęć. A oto…
Tadzio leczy psa w Dachowie na Agnifarmie, preparując maść z z zebranych ziół i oleju.
Wieczorem w Tęczowej, nagły podmuch wiatru, wdzierającego się przez okna i drzwi Tadzio wita słowami – Czekałem na ten wiatr…
Mrówki cie nie gryzą, jak ty to robisz? – zapytałam kiedyś . W odpowiedzi uśmiech i słowa – Jednoczę się z nimi .
W jednej z rozmów o elementach lub żywiołach pokazał mi kiedyś podeszwę swojej stopy i dokładnie i tylko w miejscu, przynależnemu żywiołowi wody Jego stopa była lekko wilgotna. Ot tak był w tej materii zrealizowany.
Lubiłam przypatrywać się Tadeuszowi jak potrafił okiełznać umysł. Zdecydowanie nie był On jego sługą – nie podlegał jego kontroli, ale umiał go używać. Nie popadał w tzw. gadulstwo, lecz mówił z umiarem, zgodnie z potrzebą danej sytuacji. Z pewnym taktem i humorem potrafił też sobie radzić w przypadkach, kiedy ktoś inny nagle usiłował zmonopolizować przestrzeń.
Świetnie słuchał, czuł, jednoczył się, szanując przy tym cudzą przestrzeń. Mówił – Jest to co jest .
Przygniecionej pewnym zapętleniem życiowym powiedział mi – hm, właściwie im gorzej tym lepiej . Domyślam się, że rzecz była w sięganiu do zasobów podświadomości. Nie uzyskałam wtedy konkretnej wskazówki, ale kierunek .
Nie umiem też odpowiedzieć na pytanie jak potrafił tyle brać na siebie, że po wielu godzinach pracy, wieczorem ok. 21, kiedy wyszedł już ostatni pacjent po blisko 2-godz.konsultacji Tadeusz jaśniał i szczerze uśmiechał się. Jak Ty to robiłeś ?
Po kilku latach chodzenia innymi ścieżkami, w innym rejonie kraju, przyjeżdżam znienacka do Zielonej Góry i w kolejce po bilet staję tuż za…Tadziem. –Mieliśmy się widać spotkać- komentuje to Tadeusz.
Wdzięczna Mu jestem za tak wiele. Objaśniał kiedyś naturę Yin i Yang, naturę wody w emocjach, ognia w usposobieniu, w przyrodzie… Jakże dobrze było z nim rozmawiać i jak dobrze milczeć.
Dziękuję Ci z całego serca przyjacielu.
Ewa Stachowska