Nowa Tęczowa, wiosna 09 r.

Tak, to juz 8 lat jak stoi nowy budynek, to właśnie w 2009 roku przyjął pierwszych gości jeszcze na wpół surowy, a już gotowy by służyć idei Tęczowej. W maju tegoż roku 2009 odwiedziliśmy / Gloria i Piotr/, Tadeusza na Tęczowej. Dom jeszcze był w stanie surowym bez ogrzewania, toalet, pokoi. Jedynie kuchnia funkcjonowała z postawionym przez Leszka nowym piecem  kaflowym, choć bardzo przypominał ten ze starej kuchni. Lucek spał w stodole, a właściwe w adoptowanym pomieszczeniu części stodoły w  bardzo spartańskich warunkach. Tadziu posypiał juz w nowym pokoju, tam gdzie jest biuro głównie wtedy, gdy było ostro zimno, a tak naprawdę spał w domku na drzewie. 

Czas budowy i wyposażania nowego domu dotknął i Nas, gdy zajechaliśmy dużym busem Tadziowi aż oczy się zaświeciły. Trzeba było zakupić i przywieźć z Krakowa całą armaturę sanitarną, grzejniki, płytki i wiele innych materiałów. Wszystko to nabyliśmy w Castoramie, a rachunek był dość duży bo ponad 11 tyś zł. Wtedy pomyślałem, że przy tej kwocie, to każdy sklep czy hurtownia dała by rabat. Mówię do Tadzia, dawaj te wszystkie rachunki i idziemy do kierownika i proszę dostaliśmy 10 % rabatu to już była naprawdę gratka. Wracaliśmy obładowani z uśmiechami i wyśmienitym humorem, świat był nasz! 

Zdjęcia pokazują jak dużo juz było zrobione, ale również ile jeszcze pozostało do zrobienia. 
Tamten wspaniały czas, ile pracy, planów, idei, serca…ech.

Piotr Grosz

ps. zdjecia w galerii


Jak budowaliśmy Tęczową cz. V - Ekrany na tarasie.

Kiedy budynek Tęczowej był już wewnątrz wykończony, pozostało wiele prac, które "musiały poczekać". Jedne z powodu funduszów, inne z powodów technologicznych ustawiły się w kolejce po swoje miejsce. Jeszcze inne klarowały się co do koncepcji albo samego wykonania.

Zima nadchodziła nieubłaganie i na jednym ze spotkań Tadziu zapytał o rozwiązanie problemu tarasu. Z jednej strony świeżo co ułożona glazura na podłodze, kto zna temat płytek, ten wie, że nie zabezpieczone na zimę - po prostu odmarzną - bo to kwestia tej, czy następnej mroźnej pory roku. Z drugiej strony, potrzebna była przestrzeń sucha i obszerna w swoim wymiarze. Po trzecie przez ogromne drzwi jadalni i mniejsze na sali gimnastycznej "uciekało ciepło" daleko i szybko!

Siedliśmy więc i w pół godziny powstała koncepcja - robimy ekrany, które osłonią taras przed zimnymi wiatrami, płytki przed mrozem a ludzi i dom przed wyziębiemiem.

Na drugi dzień pojawiły się płyty poliwęglanowe, drewniane łaty i mnóstwo wkrętów i narzędzi. Ruszyliśmy od rana bo prognoza pogody straszyła opadami...śniegu!

I tak w fajnej organizacji pracy, jeden po drugim powstawały moduły na drewnianej ramie. Ponumerowane trafiały na swoje miejsce a Robert z Piotrem montowali je do drewnianych belek sufitu i barierek. Pomimo przenikliwego zimna praca szła dobrze. Po południu pojawił się Tadziu, obejrzał ekrany a potem zlustrował nas. Swój wzrok oparł na naszych dłoniach,oczach i nosach - potem zniknął. Pojawił się za pół godziny z tacą, na której parowało ...grzane wino. Każdy z nas dostał po połowie kubka takiego specyfiku i... to nas uratowało. Rzeczywiście byliśmy przemarznięci, zmęczeni i wyziębieni.

Nazajutrz dokończyliśmy prace. Cały taras od strony wschdniej i południowej był zakryty. Nasza rodość była tym większa, że różnica temperatur zachęcała do przebywania na tarasie. Osłonięty od wiatru balkon - był ciepłym zaułkiem.

Radość nasza była podwójna bo na następny dzień ...spadł śnieg i poza ciągnikiem niczym nie dałoby się wyjechać!

Zimą w słoneczne dni na tarasie pojawiał się efekt szklarniowy. Temperatura w ciągu dnia była wyższa niż wewnątrz ogrzewanego budynku. Otwierało się wtedy drzwi na oścież aby trochę ciepła wpuścić do środka. Przez taki efekt czuć było że wiosna tuż tuż!

Z czasem Lucek dorobił jeszcze "wizję" czyli przeszklił szybą jeden element bo matowe arkusze poliwęglanu przepuszczały rozmyte, nieostre światło.

Pewnie służą te ekrany do dzisiaj i są w stanie zaoszczędzić w ogrzewaniu przestrzeni Tęczowej kubik albo dwa drewna- i dzięki temu kilka drzew przeżyło dłużej.

Zdjęcia w Galerii

                                                           

 

                                                                                                                                                                         Marek Dudek


Jak budowaliśmy Tęczową cz. IV - Otoczenie

Kiedy budynek już stał i był użytkowany pojawił się naturalny pomysł aby zagospodarować jego otoczenie.

Łatwo powiedzieć! Otoczenie budynku to nie tylko cztery strony świata ale przede wszystkim duża powierzchnia a co za tym idzie również duże koszty.

Tak więc zaczęliśmy od części północnej jako najbardziej użytkowej bo przecież z tamtej strony wchodzi się do siedziby Fundacji.

Zanim jednak ruszyły prace trzeba było uwzględnić cały szereg propozycji, które należałoby wykonać przed robotami ziemnymi. Jadną z takich propozycji było zaopatrzenie instalacji sanitarnych w wodę ze zbiorników z deszczówką. Pomysł dobry - zwłaszcza, że instalacja w budynku była na takie rozwiązanie projektowana i wykonana. Przy niedoborach wody w studniach każdy kubik zużytej wody był ważny.

Prace rozpoczęły się od takiego właśnie przyłącza. Operator koparki /pan Staszek/ precyzyjnie kopał wąski ale głęboki rów. Dopiero po zakopaniu przyłącza można było plantować teren na tej i innych półkach. Koncepcja zakładała bowiem wykonanie trzech tarasów ziemnych, na których możnaby odpoczywać czy też wykorzystywać je w inny sposób- np bardziej praktyczny. Koncepcja  zakładała również odcięcie optyczne tychże tarasów od części gdzie przebywały kozy.

I tak ruszyły prace ziemne a potem również ogrodnicze i kamieniarskie. Na fotografiach widoczne są stany pośrednie kiedy to powoli ale konsekwentnie rysował się obraz nowej przestrzeni. Pojawiły się więc tarasy obsiane trawą a czoła tych półek obsadzone były wieloletnimi roślinami, które dodatkowo można było rozmnażać. Aby przyspieszyć wzrost trawy - wycinaliśmy kwardaty darni z tych miejsc, które były zmieniane i tą trawę wsadzaliśmy  przy budynku. Tak samo przesadzane były paprocie, topinambur i oman.

Po dwóch tygodniach obraz tej części Tęczowej uległ zmianie. Szerokie dojście gwarantowało swobodne wyminięie się kilku osób, otoczenie zostało uporządkowane a ażurowy chodnik z bordowych płytek gwarantował przejście "suchą stopą".

W póżniejszym czasie chodnik ten został zmieniony przez Lucka i Tadzia na bardziej wygodny.

Po dwóch latach kiedy rośliny się rozrosły a trawa zgęstniała widok zaplecza budynku  radował serce.

 

 

                                                                                                                                                                                          Marek Dudek

 

Ps.Fotografie w Galerii


Jak budowaliśmy Tęczową cz III.

Pstryk

Sterczy w ścianie taki pstryczek,
Mały pstryczek - elektryczek,
Jak tym pstryczkiem zrobić pstryk,
To się widno robi w mig.

…..

 

 Tak Julian Tuwim pisał o dobrodziejstwie prądu i jego  jednej z konsekwencji - oświetlenia elektrycznego.

Światło w życiu człowieka to rzecz fundamentalna ale oświetlenie jest również ważne.

Kiedy budynek Tęczowej był już wymurowany przyszedł czas aby rozpocząć montaż instalacji. Część z nich była już  w formie tymczasowej i wystarczała na to,  aby prowadzić prace bieżące oraz mieszkać. Jednak na etapie wykańczania  wnętrza  należało wykonać prawidłowe instalacje.

„Elektrykę” wykonywali Wojtek z Grzesiem ! Jako fachowcy  byli w swoim żywiole i za każdym razem kiedy przyjeżdżali z okolic Warszawy do Rozdziela / skromne 300 km w jedną stronę/ prace nabierały tempa. Błyskawicznie rozchodziły się „DYTY” po ścianach – jedne do oświetlenia inne do gniazdek a wszystkie do skrzynek bezpieczników. A że było tego bardzo dużo – stworzyła się spora sieć . Mówienie więc o kilometrach kabli nie miało nic z przesady. Trzy kondygnacje budynku, który liczy 18 mb długości potrafiły osiągnąć taki wynik.

Sama instalacja a zwłaszcza jej przyłącz były ciekawe. Z założenia budynek pod względem zasilania miał być niezależny. Tak więc w piwnicy, na korytarzu, obok skrzynki z bezpiecznikami  jest jeszcze jeden przełącznik, który daje możliwość zasilania budynku z niezależnego od sieci źródła.

W przypadku Tęczowej takim zapasowym źródłem energii miał być trójfazowy generator. Takie rozwiązania stosowane są wszędzie tam, gdzie pojawia się ryzyko odcięcia od sieci albo konieczność  bezwzględnie ciągłej linii dostawy energii elektrycznej np. w szpitalach czy innych instytucjach.

Tęczowa miała być również niezależna na innych polach : zaopatrzenia w wodę, „odporna” na skrajne warunki atmosfery czy tez przetrwać na swoich zapasach żywności ok. tygodnia.

Wracając jednak do instalacji  - ma się dobrze, do dzisiaj służy nie tylko rozświetlając mrok ale też zasilając większe odbiorniki jak pompa głębinowa czy też wszystko to, co potrzebne jest w życiu każdego gospodarstwa.

Wojtkowi i Grzesiowi dziękujemy bardzo za ich wkład.

Idąc dalej z Tuwimem nie pozostaje nam nic innego jak lektura kolejnej zwrotki:

 


Bardzo łatwo:
Pstryk - i światło!
Pstryknąć potem jeszcze raz,
Zaraz mrok otoczy nas.
A jak pstryknąć trzeci raz-
Znowu dawny świeci blask.

 

                                                                                                        Marek Dudek


Jak Budowaliśmy Tęczową cz. II

Zęby, zgrzyty, nabiał i młot!

Ten tajemniczy, poniekąd absuralny tytuł nie mówi nam nic dopóki nie cofniemy się do dnia przedstawionego na fotografiach.

Kiedy wykop pod fundamenty był prawie gotowy, Pan Staszek, operator koparki wciąż zgrzytał zębami aby tu i tam jeszcze wyrwać z litej skały wystające fragmenty. Oczywiście zgrzytał zębami koparkowej łyżki! Dla niego to codzienność, bo teren wokół Tęczowej to skromna warstwa gleby a poniżej łupek i...skała. Wprawdzie to tylko piaskowiec ale zawsze kamień. Problem polegał na tym, aby przy wyrywaniu pojedynczych bloków i bloczków nie naruszyć spójności całej ściany! Jak widać na fotografiach część ubytków w ścianie i luźnych miejsc została "zaplombowana" betonem!

 

Tak więc prace  trzeba było dokończyć ręcznie. Kucie i skuwanie mniejszych fragmentów skał to trudna i nudna robota. Postęp niewielki a kamień jak to kamień twardy.

 Taka była historia zgrzytów i zębów. Po podkuciu ściany Tadziu spakowany z plecakiem, torbą na ramieniu i wspomnianym młotem ruszył do Bochni aby tam go zwrócić do wypożyczalni. Jak zawsze towarzyszył mu uśmiech pełen nadziei i energii.  Potem był już wolny co oznaczało, że gnał dalej w Polskę na kolejne wykłady i warsztaty.

Tymczasem Lucek, Bogdan i Kornel zabrali się za mieszanie wapna z piaskiem i... "jajecznicą". Tak, tak, dokładnie jak widać na fotografiach. Bogdan tłukł jajka, razem ze skorupkami mieszał żółtka z białkiem a następnie dodawał do wapiennej zaprawy. Wszystko w celu neutralizacji wpływu żył wodnych na dom i jego mieszkańców. I tak taczka za taczką wykryte wcześniej przez Tadzia żyły przykryte były wapienno-jajeczną zaprawą. Prace te były podstawą do późniejszego zalewania ławic i wylewek. Żyły, które należało zneutralizować były wzdłuż zachodniej i wschodniej ściany.

 

Czego jak czego ale kamienia w Tęczowej nigdy nie brakowało! Część została wykorzystana na skalniaki i murki a część pod drogę i równanie terenu.

 

cdn...                                                                                                                                                                       Marek Dudek

 


Jak budowaliśmy Tęczową?

Stara chałupa – serce gospodarstwa Dolinki miała już swoje lata. Miała też klimat i równie stary piec! Przyjeżdżało się tam  jak do innego świata. Drewniany dom był  jednak uciążliwy ze względów sanitarnych i bytowych. Grzyb w  ścianach, brak łazienek, brak ogrzewania w pokojach i przede wszystkim ciasnota - sprawiały, że trzeba było myśleć o budowie nowej siedziby.

Projekt nowego budynku  wykonał nieżyjący już architekt Zbigniew Siudak.  Życie jednak wprowadziło kilka istotnych zmian i kolejne wersje projektu uwzględniły te zmiany, nadając ostateczny kształt i funkcje budynkowi.

Na etapie przygotowań i zamawiania materiałów energicznie  włączył się  Marek Wójtowicz . To za jego sprawą materiały zostały zakupione z dużą zniżką i przyjechały na miejsce w jednym transporcie. Zarówno bloczki „Solbetu” jak i keramzyt „obstawiły” stary drewniany dom.

Początkowo nowy budynek miał być z cegły „Max’ – lecz z czasem zamieniono maxa na bloczki,  które są lżejsze i cieplejsze – nie wymagają dodatkowej izolacji styropianem.

Kopanie fundamentów i zalewanie ław rozpoczął Lucek z miejscową ekipą oraz wolontariuszami. Pojawili się więc Zbyszek Bylica , Bogdan Wloczek, Andrzej Wahaczyk , Kornel Górniak  i wielu innych. Tadziu był kiedy tylko mógł!  Problem tego etapu budowy był jeden: Tęczowa mimo budowy miała funkcjonować normalnie tzn. miały odbywać się tam zajęcia. Stary dom otoczony został ławicami a potem częścią piwnic od strony zachodniej. I tak toczyły się prace radując serce, że idzie nowe i większe i wymarzone!

Na etapie murowania parteru budynku  pracę przejęli bracia Leszek i Andrzej , którzy z pomocą Tadka Zelka i innych pracowników doprowadzili ją do końca stanu surowego.

Oczywiście jak na każdej budowie , również i tutaj było mnóstwo problemów ale udało się je pokonać i kiedy budynek został przykryty dachem wszyscy odetchnęli bo zima była tuż, tuż.

Stolarka okienna wstawiona została w warunkach zimowych.  Same okna wyjeżdżały po przeładowaniu na samochód, który mógł pokonać  drogi pokryte pierwszym śniegiem. Druga partia okien przybyła wyciągnięta ciągnikiem.

I tak pierwszy raz od początku budowy wiatr nie hulał po pokojach. Lucek w końcu mógł spać w przyzwoitych warunkach.

Wciąż było surowo lecz  cieplej i to wystarczyło aby przetrwać zimę.

Od wiosny ruszyły prace wykończeniowe:  wstawianie podłóg, układanie fliz a potem malowanie  i „biały montaż”

Kto pamiętał stary drewniany dom – teraz w nowym czuł się jak w niebie. Przestronna sala gimnastyczna , jadalnia z kuchnią, taras, na którym mogli pomieścić się wszyscy – włącznie z Czarkiem i pół tuzinem kotów. Pokoje skromne lecz czyste , doświetlone i w takim asortymencie, że każdy mógł wybrać miejsce do snu od „jedynki” po „czwórkę”.

W następnych latach przyszedł czas na otoczenie budynku .  Przestrzeń pomiędzy domem  w kierunku „brzózek” została splantowana i obsadzona ozdobnymi roślinami.

Wiele osób pracowało za darmo dla idei z obietnicą, że każdy dzień pracy, każda pomoc w rozwiązywaniu problemów będzie zrównoważona możliwością wypoczynku w stworzonej nowej  infrastrukturze…

 

                                                                                            cdn...

 

 

                                                                                          Marek Dudek


Odwrócona tęcza

Z wielką nostalgią czyta się dokumenty z początku bytności Fundacji. Jedno z takich pism nadesłał Maciek z Zielonej Góry.

"Odwrócona tęcza" to pismo Tadeusza, w którym zachęca do odpowiedzenia sobie na kilka kluczowych pytań. Co ciekawe pytania te nie tylko są dzisiaj aktualne lecz ich brzmienie nabrało mocy. Może dlatego, że drogi ludzi cywilizacji oraz ludzi uważających się za "wolnych" - te drogi jeszcze bardziej się rozeszły niz 20-30 lat temu.

"Odwrócona tęcza" to również apel o powrót do Natury, o zawrócenie ze ślepej drogi konsumpcji, która już wtedy wydawała się pułapką.To również apel o przyłączenie się do Fundacji

Warto zatopić się w ten tekst bo z upływem lat nic nie stracił ze swojej aktualności a ciągle jest dokumentem obrazującym historię Fundacji...

Maćku: dziękujemy !!!

Link do dokumentu

 

                                                                                                                                                              Marek Dudek